Na początku uprzedzam, nikt nowy (na razie) nie urodził się w naszej rodzinie.
Pewnego dnia... stosowniej byłoby napisać... pewnej nocy do mieszkania wszedł Kuba, a za nim rodzina Adamsów. Właściwie nazywają się inaczej ale zmylili mnie tymi czarnymi ubraniami.
Gutek przez chwilę walczył z Morfeuszem by po chwili paść w jego ramiona. Wtedy my myk, myk do stołu... i tut jemu priszło skonfuzitsja... przecież my ich znamy całe życie, chociaż widzimy pierwszy raz na oczy.
W ciągu tych kilku szybkich dni zdążyliśmy razem zwiedzić cały świat (a ten ponoć każdy nosi w swojej głowie) i jeszcze na dokładkę kawałek naszej okolicy.
O walorach przyrodniczych Sogn og Fjordane można poczytać tutaj: http://eventyr-i-norge.blogspot.com/ od 13 lipca w dół, a ja napiszę o nich.
Używając określenia Mendozy: wiedziemy paralelno-konwergentne żywoty. Oni w mieście, ba w samej stolicy Norwegii, a my małe misie- na wsi w Lærdal.
Ola i Robert są architektami. No i jest jeszcze Gutek, który chodzi do przedszkola bo ma 4 lata.
Kto zna nas, to tak jaby ich znał. No może są drobne różnice jak na przykład to, że Ola jest drobniutką brunetką, a ja blondynką:)
Mnóstwo kosmicznej energii, którą dostaliśmy...
Z resztą tego nie da się opisać słowami więc nie zdzieram więcej klawiatury.
Dziękujemy za to, że byliście z nami.
PS. Opowiedziałam to wszystko Kaśce przez telefon, na co stwierdziła: "może oni są naszą rodziną?".
Jakby miała wątpliwości!
2 komentarze:
no kurde. musze przyznać że dla takich wpisów warto czytać (i prowadzić) blogi...
jest takie powiedzenie, że z rodziną to się dobrzy wychodzi tylko na zdjęciu.
Prześlij komentarz