czwartek, 12 listopada 2009

To ja Jarząbek.

Dawno mnie tu nie było. Już zapomniałam jak się to obsługuje.
Wiem, wiem trudno będzie wykręcić się sianem i coś trzymające się kupy, tłumaczącego absencję na poczekaniu wymyślić.
Po prostu zahibernowałam się życiu, a jak powszechnie wiadomo można w ten sposób obniżyć metabolizm, czego od pół roku potrzebowałam.
Tutejsze tempo po prostu mnie osłabia. Latencja jest nieprawdopodobna. Od lipca "witam się z gąską na mostku" i już, już lada dzień mam zacząć pracę (w końcu wszyscy od których to zależy są zgodni na tak) i... ciągle dupa! Przychodzę do pani kadrowej, strzelam ładnie obcasami, kłaniam się w pas i co słyszę? Pracujemy nad sprawą. Problem polega na tym, że trzeba pokombinować. W jaki sposób można mnie zatrudnić abym mogła się szkolić w nowej specjalizacji (radiologia) jednocześnie zostawiając Kubę na gospodarstwie w Laerdal? Trzeba odkryć nową drogę do Indii bo ze standardowego wzorku się nie da.
Nie bardzo rozumiem jak ewolucja nie wyeliminowała ze swej historii narodu norweskiego, który zdolności wymyślania rozwiązań atypowych za grosz nie posiada (w odróżnieniu do naszej nacji).
Jakieś światełko w tunelu pojawiło się ale co z tego wyniknie zobaczymy za jakieś 2 tygodnie.
Na razie rozpoczęłam internetowy kurs norweskiego organizowany przez Uniwersytet Bergeński.
Nie ukrywam, że jestem w lekkim stresie bo poziom o poprzeczkę wyższy od mojego. Skoro sama metodami chałupniczymi nauczyłam się komunikować to pewnie i to łyknę. Mój najlepszy z mężów stwierdził: przecież nie musisz być najlepsza w grupie ale dobrze by było:) I jak tu nie wierzyć w święte słowa mamy mojego kumpla, która mawiała, że chłop składa się wyłącznie z prącia i ambicji.
Dziś wpadł z wizytką były stażysta Kuby, który teraz robi za lekarza rodzinnego w Aurland. Pogadaliśmy o tym "jak to jest u nas i u was" zagryzając pizzą (własnoręcznie wykonaną a nie jakąś tam Grandiosą- narodowym daniem norweskim), sałatką i lodami.
Tomas, który jest Norwegiem krytycznie ocenia słabe punkty tego systemu. I ujął nas tym, że do Kuby zwraca się Mistrzu, a mnie -fenotypem.
Fajnie, że kolejny Norweg czuje się dobrze w naszym domu.
Temat wracający jak bumerang co jakiś czas- nasi kosmiczni Znajomi.
Tak, tak i jeszcze raz tak potwierdzam, że Pan Bóg przydzielił nam dar spotykania fantastycznych ludzi, z którymi nam po drodze. Tym, którym nie zdążyłam osobiście podziękować szczęście ich spotkania przekazuję niniejszym.
A Ci co wywołali wilka z lasu- wiedzą o co chodzi.
Tyle na razie.
Pozdrawiamy cieplutko Arleta i Freye.
PS. Co tam moje wypociny poczytajcie lepiej tego pana: http://eventyr-i-norge.blogspot.com
Dobrze chłop pisze.