sobota, 4 września 2010

Poróże z moją ciotką.


Tak właściwie to ciocia Bogusia jest ciocią Kuby ale przywłaszczoną przeze mnie poprzez wspólnotę małżeńską. Była u nas w odwiedzinach na początku sierpnia.Razem zrobiłyśmy parę wycieczek. I na tym koniec podobieństw z powieścią Grahama Greenea.
Bardzo przyjemne uczucie kiedy to można przeżywać zachwyt Norwegią nowymi oczami. Kolejna (dla mnie) wycieczka w to samo miejsce... a jednak nie to samo. To prawda, że ciocia została nieźle "przegoniona" po okolicy ale trzymała się dzielnie. Jednego utyskiwania nie usłyszałam. Mało tego, trzy tygodnie potem w innym zestawie wybraliśmy się na kurki i... padło stwierdzenie: Niemożliwe, że ciocia tu weszła, ja nie dam rady! Pełen szacun! Dzisięć dni szybko przeleciało. Słońce jak na zamówienie, po wycieczkach werandowanie i summer wine (albo inne spirtytualia).
Teraz my trzymamy kciuki za Ciocię. Pozdrawiamy i ściskamy mocno.
Powodzenia!