poniedziałek, 29 grudnia 2008

Urodziny.

Urodziny. I znowu minął rok. Życia mniej. Życia więcej o rok. A nad ranem mgła. A nad ranem mgła. Gasi diament łzy.
No i tak to Leszek Janerka napisał ładnie na urodziny, a ja skapliwie zaadaptowałam.
A kto nie zdążył z życzeniami- proszę ustawiać się w kolejeczkę:)
Wiem, że wszyscy pamiętają ale jeśli ktoś potrzebuje zanotować w wiecznym kalendarzu to dla porządku podaję: 28.12.1972. Ta data zmieniła losy ludzkości.
Czekamy na Nowy Rok, skończyły się Święta w wydaniu polskim na gruncie Szweckim. Na pytanie jak Szwedzi obchodzą Boże Narodzenie odpowiadam najszczerzej jak potrafię- nie wiem. Zostaliśmy podjęci typowymi potrawami polskimi. Niczego nie zabrakło. Przyjęcie było o najwyższym standardzie towarzyskim. Ola stanęła powyżej wysokości zadania i jakem Hiacynta byłam pod wrażeniem całości. Liczyłam na montignacowe menu, a tu, cytując reb(a?) Tewjego: TRADYSZYN!
Jedynie szyneczka z wbitą sosnową palemką ( patyk z koroną bibułową) miała upewnić nas, że jesteśmy poza Mateczką Ojczyzną.

Święta szybciutko przeleciały. Podróż długa, 16 godzin ciągłej jazdy z przerwami na siusiu albo Maca (Donaldziaka) albo dwa w jednym. Z różnic między oboma Królestwami na pierwszy plan rzuca się różnica w jakości dróg. Najgorszy odcinek drogi był najbliżej naszego domu. Nie dość, że ośnieżony to jeszcze śliski. Od Oslo do Karlskrony sama przyjemność. W Szwecji mijaliśmy kolejne zagrody Kathult czy Bullerbyn. Tak właśnie to wygląda: trzy albo cztery domy niedaleko siebie potem długo, długo nic i powtóreczka. Duże miasta są 3 albo 4 (to podobnie jak w Norwegii). Dookoła równina, żadnych wzniesień. Czasami mijaliśmy jezioro otoczone laskiem (niezawielkim), a większość nazw miejscowości przypomina nazwy mebli z Ikei. Sama Karlskrona jest miastem portowym, skomunikowanym z Gdynią. Ładne.
Wigilia, dwa dni Świąt i powrót do domu. Po drodze zgarnęliśmy w Oslo moją siostrę, która przyleciała w odwiedzinki. Chwila w stolicy upewniła mnie, że Laerdal jest właściwszym dla mnie miejscem do życia. Cisza i spokój okolicy, i nie to, że mam jakieś uprzedzenia wobec innych kolorów skóry ale jak to powiedział Kuba Wojewódzki: Murzynek Bambo w Afryce mieszka i jak tam mieszka to niech tam mieszka:) Zawsze dziwiłam się gościom, którzy wyjeżdżają bo im w rodzonym kraju nie odpowiada, a jak już znajdą się tam gdzie jest fajnie (w ich pojęciu) to zaczynają ustawiać resztę świata pod siebie i swoje zwyczaje. I to niestety z rączkami tylko do siebie. Tacy właśnie "Szwedzi" z kobitami w chustach parkują pod drzwiami muzeum, gdzie jest zakaz parkowania (bo przecież mogą nie znać międzynarodowych znaków drogowych:).
Ale jak wspomniałam nas to nie dotyczy (na razie).
Jeździmy sobie na łyżwach w oczekiwaniu Nowego Roku.
Pozdrawiamy cieplutko.
Arleta&Freye

1 komentarz:

Jo. pisze...

jak urodziny - to oczywiście z pąwiąszowaniem (no i ciekawa jestem, czy źrodło odkryjecie, chociaż właściwie wcale to nie jest trudne ;)). Noworocznie życzymy Wam czego sobie chcecie - a co tam, szczodrzy w ten pierwszy dzień nowego roku jesteśmy! I mam nadzieję, że jednak "do zobaczenia".
Jo. & Co. Fiuta-Piotrowicz