sobota, 13 grudnia 2008

I ty możesz zostać Indianinem.

Dziś 13 grudnia czyli czyli dzień św. Łucji, z dużą atencją czczony tutaj. Wczoraj grupa Tosi w rytualnych strojach (białe koszule, takich jak do spania albo coś co je przypomina, w naszym wydaniu był to szpitalna bluza. Cóż tak krawiec kraje...), srebrnych wiankach (ze srebrnego łańcucha na choinkę) i elektrycznymi świeczkami wyruszyła do domu dla staruszków z występem i ciasteczkami świętej Łucji (lussekatter, w wolnym tłumaczeniu- wszawe kotki, lus-wesz, katter-koty). W trakcie instalacji światło-dźwięk zaśpiewano pieśń o Świętej i inne bożonarodzeniowe kawałki, a potem dziadkowie zostali poczęstowani drożdżowymi wypiekami. Stachu w szkole też takowe wytwarzał, przyniósł do domu, a w roli konsumujących dziadków wystąpiliśmy- my, rodzice. Tosia z Sonią wykonały stosowny balecik w białych rajstopkach i ze świeczkami, przy zgaszonym świetle na tle kominka. Dla fanów skandynawskich klimatów- stosowny filmik:http://pl.youtube.com/watch?v=pcFrgiq7oww&feature=related
Z moich spostrzeżeń wynika, że dużą wagę przykłada się tu do światła. Mnóstwo tu świeczek, latarenek, pochodni, światełek w oknach. W każdym domu pali się raczej więcej punktowych świateł niż jedno ostre, sufitowe. Podczas pochodu świętej Łucji, szefowa ma na głowie wieniec ze świeczek (często prawdziwych) a reszta niesie światło w rękach. Atrybutami świętej z Syrakuz jest światło świecy albo oczy na tacy. Kto nie zna historii niech nadstawi uszu: Była sobie dziewczyna z dobrego, mieszczańskiego domu na Sycylii (jeszcze przed nastaniem mafii bo koło 300 roku), którą osierocił był tatuś, a mamusia zapadła na ciężką chorobę. Lucia modliła się o zdrowie dla rodzicielki, składając w ofierze śluby czystości. Mamusia wyzdrowiała i za czas jakiś zaczęła ją swatać z młodzieńcem z równie zacnego rodu. Córka wierna ślubom odmówiła zamążpójścia, co doprowadziło do niedoszłego narzeczonego do niegodziwości. Doniósł do stosownych władz, że dziewczyna jest chrześcijanką. Wydano na nią wyrok prac przymusowych w domu publicznym. Na wieść o tym Lucia wydłubała sobie oczy. Ostatecznie musiano dobić biedaczkę. Taka to smutna historia męczennicy Łucji, która podzieliła los i innych średniowiecznych bohaterów w imię idei.
A co ma wspólnego z tytułem posta? Otóż dzisiaj byliśmy na kolejnej już wycieczce zorganizowanej przez tutejszą grupę turystyczną dla dzieci. Na zaproszeniu było napisane (oprócz tradycyjnych danych logistycznych), że każdy będzie mógł ściąć choinkę, napić się glogu i poczęstować pierniczkami. Co do bufetu mieliśmy jasność, trochę z tą choinką jakby nie bardzo ale ponoć podróże kształcą. Spacerek bardzo przyjemny. Tradycyjnie dotarliśmy spóźnieni (kupowaliśmy łyżwy i po drodze spotkaliśmy mamę Staszka koleżanki, która bardzo zapragnęła spędzić dzień z namiżanka nie mama!). Ale dotarliśmy w końcu na miejsce, cały pochód przed nami wyruszył punktualnie jak było ustalone. W sumie przetarte szlaki też są coś warte:) Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że owszem; I ty możesz zostać Indianinem (znaczy się dać choinie po nogach toporkiem albo piłą) ale za odpowiednia opłatą (to co mieliśmy w kieszeni nie było dość odpowiednie, mimo niewygórowanej ceny iglaków). Swoją drogą bardzo ładne świerki i jodły. Jutro jesteśmy umówieni z panem i śmigniemy tam rańcem.
Tyle na dziś.
Aha i jeszcze coś na deser. Tu jest link do takiego programu, który był dawany w tutejszej telewizji parę lat temu pod tytułem Typisk norsk (Typowo norweskie) a traktował o języku, komunikacji i takich tam. Zachęcam do obejrzenia samej czołówki. Rzeczywiście jest to norweskość w pigułce: http://www1.nrk.no/nett-tv/klipp/35483
Pa. Arleta&Freye.

Brak komentarzy: