czwartek, 11 września 2008

No i jest!



Nowe (stare) dziecko w domu czyli dotarło auto. Taka mała radość z dużych możliwości. A jeśli chodzi o możliwości to oglądaliśmy dzisiaj działki, które szpital ma do sprzedania swoim pracownikom na korzystnych warunkach. Trochę jesteśmy zaintrygowani delikatnym naciskiem (niedługi czas do namysłu). Wiąże się to z podjęciem wiążących decyzji na dalszą przyszłość. Spodobała nam się szczególnie jedna z nich położona na stoku powyżej szpitala (dużym plusem jest słońce goszczące tu dłużej niż w pozostałej części miasta). Tuż obok spływającej z gór rzeki.
Poza śliczną okolicą przyrodniczą sąsiednie domy też znacznie atrakcyjniejsze od tych, które widzimy przez okna i znacznie młodsi mieszkańcy.
Co do decyzji, zrobimy tak jak zrobiłaby to Scarlett O'Hara. Po prostu prześpimy się z tym problemem.
Po przespaniu też niewiele mądrości nam przybyło.

Wczoraj Tosia była z przedszkolem w gospodarstwie rolnym (u pani przedszkolanki) gdzie oglądali wykopki. Wprawdzie ziemniaków nie jedli ale za to maliny z krzaka i placki z pieca. Karmili króliczki trawą i bawili się z pieskiem . Ogólnie bardzo przyjemna wycieczka. A dziś gotowali zupę z warzywek, które obierały i kroiły dzieci. Potem dostali ją do zjedzenia na lancz i to było niefajne jak powiedziała Tosia. Staszek w końcu doczekał się gry Indiana Jones lego, którą kupiliśmy jeszcze w Polsce przed wyjazdem i już po 3 miesiącach dotarła do właściciela;) Niesamowicie wkręcił się. Zresztą znał ją w kawałkach z youtoube i niewiele scen jest nowością.
Dalej zaciąga po tutejszemu. Dla niezorientowanych http://www.kabarety.tworzymyhistorie.pl/568_hlynur_skandynawski_romans.php

A dla wszystkich ojców (i niektórych matek);http://www.kabarety.tworzymyhistorie.pl/1356_kmn_telefon.php

Linka do gotowania nie będzie bo były ruskie i drożdżówy czyli klasyka gatunku.

Pozdrawiamy cieplutko. Freye&Co.


poniedziałek, 8 września 2008

Kolejny weekend.


Niestety kończy się lato. Wprawdzie cieplutko dalej ale dzień już krótszy- rano słońce później wstaje tak przed dziewiątą jest fajnie jasno, pełne słońce widać zza gór między 10 a 11. Wieczorem ciemno przed 21 (to informacje dla kolekcjonerów planujących przyjazd w odwiedziny). Wczoraj wybraliśmy się na wycieczkę za dom, tyle że po drugiej stronie niż ostatnio. Dzieci były zachwycone bo było dość stromo i w ramach atrakcji na trasie przymocowane do skał liny ułatwiające schodzenie. Nie ukrywam, że momentami trochę adrenaliny było. Zwłaszcza na kawałku gdzie trzeba było przejść po wielkich głazach, zupełnie porośniętych mchem (nie widać było szczelin między nimi) a Staszek stwierdził, że prawie jak w Indianie Jones! Dotarliśmy prawie do wierzchołka a tam!? Ławeczka do podziwiania widoków. Usiedliśmy zgodnie z sugestią i podziwiali widok na Laerdal z góry, zagryzając krakersami i popijając malinową herbatą. Było fantastycznie! O dziwo dzieci nie marudziły, że nie idą dalej. Wręcz odwrotnie, wszystko im się podobało. Do tej pory nie byliśmy wyczynowcami w temacie turystyki pieszej czy rowerowej ale jak widać rozwijamy skrzydła. Dużo obiecujemy sobie po dotarciu auta (kupione w ubiegłym tygodniu, jutro pan z salonu ma dostarczyć do domu). Aha jest to kilkuletni subaru forester ("jak wielki wpływ ma moc na słabe umysły!") tak jak B. przykazał.
No i wtedy sobie pozwiedzamy! Mam nadzieję, że nie tylko sklepy;)
Jeśli chodzi o sklepy- nie będę się powtarzać (nowego w Laerdal nie otworzyli )ale... jak będę w Polsce (20-27 września do wiadomości tych, którzy chcą mnie zaprosić:) to pierwsze moje kroki skieruję tam gdzie dają dobrą golonkę! I nic mnie przed tym nie powstrzyma!!!
Jedną z tutejszych ciekawostek dropsa jest zakład usług fotograficznych (tylko zdjęcia paszportowe) mieszczący się w sklepie z ubraniami dla dzieci. Nasza koleżanka potrzebowała do karty bankomatowej (będącej jednocześnie dowodem tożsamości) fotki. Autochtoni skierowali ją pod ww wymieniony adres. Ta przyszła i powiedziała grzecznie o co chodzi. Pani powiedziała, że świetnie! Już się nią zajmie tylko ma klientkę w przymierzalni. A. cały czas się rozglądała za kabiną i niczego nie wypatrzyła. W końcu przebieralnia się zwolniła i właścicielka interesu odsłoniła w pełni kotarę, wyciągnęła zainstalowany w ścianie sprzęt, zamieniający przymierzalnię w studio fotograficzne. I za kilka minut zdjęcia były gotowe! Wot tiochnika, 007 by się nie powstydził!
No i jeszcze brak białego sera nam doskwiera. Wymyślamy różne erzace ale to nie do końca to samo. Największym dotychczasowym oszukaństwem był sernik z jogurtów. Swoją drogą smak idealnie puszystego i lekkiego sernika. Polecam bo roboty niewiele. http://www.gotowanie.wkl.pl/przepis28984.html

Pozdrawiamy cieplutko, dla naszych wiernych fanów adres do galerii z wczorajszej wycieczki:


Pozdrawiamy cieplutko Freye&Co.