piątek, 4 grudnia 2009

Sagi ludzi lodu- ciąg dalszy...

Po krótkiej przerwie pojawiam się znowu.
A więc od początku (puryści językowi mogą opuścić ten początek zdania, od którego nie powinno się zaczynać... całe szczęście Kuba tu nie zagląda).
Było Førde, które okazało się nie być merde! Całkiem fajnie na tym radiologicznym oddziale gdzie hospitowałam (ładne słowo określające gapienie się dookoła głowy). Dramatyczny niedobór doktorów, niewielka ilość młodzieży (szt.2), z których jeden niedługo wybędzie do szpitala uniwersyteckiego... więc z pocałowaniem w rękę powinni przyjąć. Teraz czekam na oficjalne zaproszenie na casting, które ma pojawić się w necie i prasie branżowej.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i otworzę nową specjalizację to czeka mnie kilka ładnych lat nauki zanim zdobędę biegłość. Na początku pewnie będzie trochę pod górkę ale cieszę się na to. Przypomina mi to sytuację z czasów studenckich, gdzie mieliśmy jako asy wywiadu internistycznego wziąć w krzyżowy ogień pytań jakiegoś nieszczęśnika w Klinice Chorób Metabolicznych. Pani doktor, postać charyzmatyczna w tamtejszych kręgach, zblazowanym głosem oświadczyła: tu leży pan X, który lubi opowiadać o swojej chorobie, przepytacie go o przebieg... na co wtrącił się główny bohater- Ale pani doktor, ja nie lubię o tym ciągle opowiadać.
Na co pani doktor niezmieszana- lubi pan, lubi!
Podobnie jest z moim kształceniem. Lubi pani, lubi.
Co prawda jest to zupełnie inna bajka niż poprzednio, jednocześnie muszę skupiać uwagę na norweskim, słownictwie fachowym i nowych rzeczach... Po całym dniu trochę ATP w mózgu brakowało.
Na moje szczęście w szpitalu tym pracuje paru znajomych z Polski i krótki zarys wstępu do podstaw zaliczyłam przed przekroczeniem wrót do nowego wcielenia.
Zostałam ostrzeżona, że szef oddziału (technik radiologiczny) cierpi na przypadłość, że nagle z dobrego zdrowia zapada w chorobę i idzie na zwolnienie. Postanowiłam być czujna i następnego dnia dorwać chłopa aby dowiedzieć się jakie ma plany odnośnie mojego zatrudnienia.
Jak wspominałam wcześniej sprawa ciągnie się od prekambru i trochę czuję się jak Luke Skywalker szkolony na jedi przez mistrza Yodę: cierpliwości młody Skywalkerze! Powtarzam to sobie jak mantrę.
Następnego dnia, rano w środę, ot tak niby przypadkiem pytam gdzie mogę dorwać szefa?
I czego się dowiaduję... że właśnie się bidulek rozchorował, był lepszy ode mnie, uniknął ciosu. Punkt dla niego.
Ale, jak również wspomniałam, w swojej edukacji przeszłam kurs na asa wywiadu, więc od kogo się dało wyciągnęłam stosowne informacje logistyczne aby wrócić usatysfakcjonowana.
Jak się okazało mój poziom norweskiego okazał się wystarczający.
Myślę, że warunki do pracy są niezłe. Specjaliści są dobrzy w swojej działce, mało tego z szefem (merytorycznym a nie tym chorowitym) mamy podobną częstotliwość nadawczo-odbiorczą w zakresie szczątkowego ADHD.
To o oddziale. O 16.00 na ramię broń i do domu.
Dzięki uprzejmości M. założyłam bazę czasową właśnie u niej. Baaaardzo mi było dobrze, takie spa od życia codziennego. M. wróciła właśnie z domu i przywiozła ze sobą całe mnóstwo pysznych, polskich zapasików, które własnoręcznie wytworzyła jej mama. Głęboki ukłon w stronę mamy i jej kunsztu kulinarnego. Tu nie zawaham się dodać, swoją złotą odznakę garkotłuka mogę głęboko do szafy schować.
Kim jest M?
Kimś wyjątkowym. Ten przymiotnik zawiera w sobie wszystko co wielkie, zwłaszcza wielkiego ducha.
M. nie lubi rozgłosu, wystąpień publicznych (które jej się zdarzają) i biadolenia...
dlatego nie rozpisuję się dłużej.
Ale muszę napisać to ostatnie zdanie bo... pęknę.
M. pomaga przejść z godnością tym, którym jest to pisane na drugą stronę tęczy.
Po tygodniu wróciłam na łono rodziny.
Teraz docierają się tryby codziennego kołowrotka.
Szlifuję solidnie norweski. Letko nie jest ale jak mawia Bob Budowniczy- Damy radę!
To tyle na dziś.
Następnym razem o Adwencie.
Pozdrawiam cieplutko Arleta i Freye.


4 komentarze:

roberto pisze...

Tak z czystej ciekawości: o jakie Førde chodzi? Wyszukiwarka wyrzuciła mi 14 sztuk, z czego najbliższe Førde położone jest prawie 200 km od Lærdal. W linii prostej. Nie licząc fiordu, który trzeba objechać. Czy to ma być docelowe miejsce pracy?

Unknown pisze...

I o to samo Førde się rozchodzi, panie kochany!
Będę niczem Stacha Bozowska, pod górkię... miała.

anka pisze...

no i co??? będziesz tak latać tam i z powrotem te 200 plus fiordzik do roboty??
A Szanowny Małzonek prał będzie i perniczki majstrował??- To mi sie podoba!
tylko jak on sam zostanie- to duże ryzyko, ze dzieci ideologicznie skrzywi ...:)= A to juz może być niebezpieczne

roberto pisze...

Coś w tym jest.
"Dziennik umiejętny, dziennik szczerych uczuć i „prawdziwych” myśli" już powstaje. Reszta przyjdzie sama.