poniedziałek, 18 maja 2009

17 maja- Święto narodowe.


Święto narodowe Norwegii 17.maja obchodzone jest tutaj bardzo hucznie i nikt nie może mieć zwolnienia lekarskiego pozostając w domu:) i bynajmniej nie jest związane z wygraniem dzień wcześniej Eurowizji ale ustanowieniem konstytucji w 1814r.
Wyciągane są wtedy z głębokich szaf stroje ludowe ( bunad), do których bardzo są przywiązani. Swoją drogą- bardzo są ładne. A ci, którzy takowych nie posiadają mogą się przebrać za Jamesa Bonda, tak jak to uczynił był Staszek.
Na początku jest pochód z orkiestrą na czele, coś w stylu naszych pierwszomajowych ale ze 30 lat wcześniej.




Wystartowaliśmy pod szkołą aby chwilę potem zatrzymać się obok domu dla staruszków, którzy również licznie wylegli na ulicę, wygodnie usadowiwszy się na siedziskach. Dla nich krótki koncert w wykonaniu orkiestry, łącznie z hymnem. Tu Tosia z Akselem wykonali układ taneczny z flagami:)




Potem runda przez całe miasto aby dotrzeć do ratusza miejskiego gdzie wystąpiły dzieciaki z klas 1-4 z wiązanką piosenek (w tym jedną, ulubioną Staszka- Sjokolade). Potem mowa wygłoszona przez szefa tutejszej organizacji społecznej. Tu Kuba nieco się wzruszył wzmianką o losie kościoła klepkowego, który stoi dziś w Karpaczu, a wędrował z biednej (wówczas) Norwegii przez bogate Niemcy by wylądować w biednej Polsce. Potem nawiązał jeszcze do wygranej na Eurowizji, podkreślił, że piosenka zaśpiewana przez Białorusina i łącząca w sobie elementy różnych innych kultur reprezentowała Norwegię jako kraj, w którym jest miejsce dla całego świata. I jak to zauważył słusznie mój najlepszy z mężów był to kolejny przejaw odmienności kulturowych między nami, a nimi. Co u nas było napisane w gazetach? Jak to możliwe, żeby Rosjanka z Afroamerykaninem reprezentowali Polskę na takim (tu użyłam sarkazmu:) festiwalu?!
A wracając do tematu zasadniczego: na tym zakończyła się część oficjalna, a zaczął się festyn. Rodzice uczniów przygotowali stoiska z kiełbaskami, napojami i własnoręcznie upieczonymi ciastami. Dla wszystkich konkursy na świeżym powietrzu.
Po południu zostaliśmy zaproszeni do rodziców Egila na małe co nieco, które okazało się być gotowaną na mleku i śmietanie kaszą manną z dodatkami w zależności od uznania: rodzynków, cukru i cynamonu. Tu taka mała dygresja: Jeśli miałabym wymienić z czym kojarzy mi się Norwegia to na pewno z przyjemnymi zapachami. Wczoraj był to zapach bzu, w lecie lipy i koniczyny no i oczywiście cynamon. Każde święto ma tu zapach cynamonu.
Do kaszy, która jest o wiele gęstsza od naszej i lekko kwaśna (od śmietany) serwowany był talerz z tutejszymi suchymi wędlinami (udziec barani, salami, sucha szynka) i flatbrod czyli płaski chleb. Takie wysuszone płatki przypominające w smaku żytnie, chrupkie pieczywo.
Jeśli chodzi o desery to zaproponowałam, że my przyniesiemy ciasto i aby dopełnić całości wykonałam standardowo sernik na zimno ozdobiony...


I tak przyjemnie minął nam kolejny dzień.
Zawsze gdy poznajemy tutejsze zwyczaje bawi mnie historia z czasów akademickich, kiedy to nasza znajoma "podrzuciła" do akademika swojego znajomego Australijczyka, który niespodziewanie ją odwiedził, a ona biedaczka akurat musiała wyjechać na kilka dni.
Gary bardzo skwapliwie obserwował polskie zwyczaje. I takim to sposobem załapał się na wesele w klubie studenckim gdzie został spojony na polską modłę wódą (którą rzekomo w Polsce pije się wyłącznie ze szklanek), potem zapoznany z licznikiem Geigera (jak by ktoś nie wiedział, po wybuchu w Czarnobylu, każdy Polak takowy powinien posiadać i codziennie rano oznaczać poziom napromieniowania, a ten egzemplarz został nabyty na targu u Ruskich w Lubaczowie). Następnego dnia rano, gdy ledwo żyjący Gary z myślą przewodnią w głowie: Boże zniszcz Polmos! zwlókł się z łóżka, został brutalnie wyciągnięty na poprawiny i skarmiony do... bigosem! Bo tak polska tradycja nakazuje, bigos z rana jak śmietana.
Chłop wracając w swoje rodzinne strony został zapytany jak mu się Polska podoba stwierdził, że to kraj kompletnych wariatów: wódę piją szklankami, każdy ma w domu licznik promieniowania, a na śniadanie jedzą bigos!
Pozdrawiamy cieplutko Arleta i Freye.

2 komentarze:

witold pisze...

Nie widzę żadnego podobieństwa z 1 majem za czasów gomułkowskich gierkowskich i upadającego socjalizmu.Ludzie szli jak baranki na żeź posępne miny i zaciśnięte zęby.Szli bo szli do nikąd byle do popołudniowego festynu napić się siwuchy (CZYSTEJ Z CZERWONĄ NALEPKĄ).My wczoraj świętowaliśmy także pod 60 cm amury złowione na Adama i Cesi posiadłościach.Wczoraj nawiedzili nas Wojtek i Krysia a także nasze koleżeństwo z Manhatanu.Nie wiem ile jeszcze pozostało z moich zbitych w ciągu 3 m-cy 7kg.Pozdrawiamy.

Aduchna pisze...

Arleta! Pisz i nie przestawaj nigdy. Uwielbiam czytać Twoje felietony. Serdeczne pozdrowienia:)
A i gratulacje dla znajomków Norwegów za sukces eurowizyjny. Mnie się podobało!