Wycieczka do orlego g
niazda była zorganizowana przez taki tutejszy
pttk dla dzieci. Oczywiście poziom poniżej
klasyfikowanego (jak dla kogo?!?). W niedzielę rano tak wiało, że łeb chciało urwać. Liczyłam po cichu, że idea umrze śmiercią naturalną. A tu Staszek zadecydował, że on musi na wycieczkę bo chce zobaczyć orła (chyba orła cień?). Co było robić spakowałam towarzystwo w bryczkę i ruszyliśmy do punktu zbiórki. Instrukcja była prosta... nie możesz nie trafić, droga prosta, szkoła w
Ljosne jest przy drodze i są to duże, czerwone budynki...

Jedziemy do
Ljosne- szkoły ani widu ani słychu. Minęliśmy
Ljosne... dalej to samo. Zarządziłam pełne zawrócenie. Po drodze
komórkuję do Kuby i co się okazało, że szkoła w
Ljosne jest 3 km za
Ljosne. Może mieszkańcom przeszkadzałyby hałasujące dzieci dlatego wolą dostarczać je parę kilometrów za rodzinną wieś?

Aha i te czerwone budynki okazały się w realu ż
óte. W sumie dotarliśmy dzięki
Olavovi (tata
Egila) spóźnieni, skróconą trasą (dojechaliśmy bliżej autem) i nie wydarliśmy do orlego gniazda ale załapaliśmy się na ogniska pod skałami, dobrze rozpalone, takie czekające na nas. Wyciągnęliśmy kiełbaski, termos. Staszek zastrugał prawdziwą finką patyki do pieczenia kiełbasy. Bardzo był z tego dumny, a ja zadowolona, że wszystkie palce zostały na miejscu bo manewry narzędziem ostrym odbyło się poza moim wzrokiem. Za każdym razem z ciekawością obserwujemy sprzęt do obcowania z naturą. Rzeczywiście Norwedzy baaaardzo dużo czasu spędzają na dworze, bez względu na pogodę (ponoć nie ma złej pogody tylko złe ubranie). Nasze ulubione podkładki pod tyłek,ze składanej pianki stanowią standardowe
wyposażenie plecaka wyprawowego. Mała rzecz a cieszy. Często dostajemy takie gazetki z gadżetami dla rybaków i myśliwych. Do tej pory traktowałam to jako spam... I to był błąd! W ostatnią środę wypożyczyłam z
biblioteki książkę kucharską z przepisami typowo norweskimi. Autor we wstępie wspomina swój początek kulinarnej przygody od prezentu, który dostał od brata na bierzmowanie.
Był to zestaw garnków turystycznych (taki kocher)... Jeśli chodzi o kuchnię norweską to... wnet!
Będą przepisy! Mówiąc o przysmakach kuchni norweskiej użyłabym sarkazmu ale coś postaram się
stiuningować aby nadawało się na nasze podniebienie. Najkrócej gdybym miała scharakteryzować smak to byłby słono-słodki, z zapachem ryby, ziemniakami, kapustą... Desery nie do przyjęcia dla mnie. No może w chwili dużego załamania psychicznego.
Tyle na dziś. Aha to co ma na głowie Tosia jest tutejszym wynalazkiem. Taka rura, do połowy w hallo
kitty, a druga część z polaru.
Można to nosić na
co najmniej sześć sposobów (czapka po zawiązaniu końca albo wywinięciu, opaska, rura na głowie i
szyi...) Musiałam jakoś to wytłumaczyć abyśmy nie zostali posądzeni o przejście na muzułmanizm:)
Pozdrawiamy cieplutko Arleta&
Freye.
http://picasaweb.google.pl/arletafrey/121108#
1 komentarz:
the pictures are very nice, are them taken from your country ^^. By the way my name is Ton, very nice to meet ya. Take a look at my page sometimes and you will not be disappointed ^^
Prześlij komentarz