środa, 19 listopada 2008

Minął piąty miesiąc.





Tak było dzisiaj. Chmury przypływały do nas i odpływały. Można było wyjść z domu i wejść prosto w jedną z nich. Dzięki temu samolot Kuby nie wylądował w Sogndal tylko na jakimś świńskim południu i bidaczek musiał autobusem- widmo się tułać.

Dziś minął piąty miesiąc naszego pobytu. Z wiadomości bieżących: siedzimy z Tosią (z zapalonym, prawym uchem) w domu, Kuba wraca z ciągu naukowych wojaży (najpierw w Bergen potem w Sztokholmie), Stachu pojechał do szkoły rowerem. Dawno tego nie robił, odkąd mamy auto rzadko pedałujemy, chlubnym wyjątkiem jest oczywiście Kuba, dzięki naszej zasłudze- pozbawienia go samochodu. W obstawie Staszka jechała ciocia Patrycja, która zajmuje się dziećmi w przedszkolu, a mieszka kilka domów dalej. Pierworodny musiał przysięgać na brodę proroka, ze nie wydrze sam... "wiem, wiem nie mogę jechać sam bo gdyby zobaczyli to mogłabyś dostać ochrzan w szkole" Takie mam mądre dziecko. Ostatnio, kilka dni temu szykowaliśmy się do snu i poleciłam mu zmówić pacierz. Na co odpowiedział, ze już to zrobił w myślach. Kiedy zapytałam? No jak oglądałem katalog lego! W sumie żaden czas na rozmowę z Panem Bogiem nie jest zły ale żeby oglądając zestawy z Gwiezdnych Wojen i planując atak?!?

Wczoraj zaczęłam kurs norweskiego i potrafię już powiedzieć; nazywam się... mieszkam... pochodzę z...:))) Poza mną i Patrycją innej ekipy z Polski nie ma za to głównie Łotysze, budujący dachy, Czeszki pielęgniarki (i chłopak jednej z nich), starsza pani z Białorusi. Mam nadzieję, ze trochę się tempo rozkręci.

Z ostatnich wieści odnośnie mojej przyszłej pracy to jest posada po pani doktor, która odchodzi w styczniu z sąsiedniej gminy. Wieść gminna niesie, że wskutek konfliktu z tamtejszym burmistrzem. Nie jestem do końca przekonana, ze mój wielki czas nadchodzi. Nie czuję się jeszcze zbyt pewnie w komunikacji. Kuba zdecydowanie mówi nie! Wiązałoby się to z większymi obowiązkami domowymi dla niego. On też jeszcze nie osiągnął komfortu psychicznego w pracy. Co prawda jest doceniany i permanentnie szkolony... jako następca swojego szefa w dziedzinie gastroenterologii i ekstra szpenia od udarów (słonecznych za kołem podbiegunowym- jak dodaje mój teść) ale to melodia 2 lat. Mam nadzieję, ze do tego czasu zdążę wystartować z moją robotą. Chyba, ze pochłonie mnie zupełnie coś innego... Anioły ze szmatek (właśnie zostałam zarażona Tildą czyli taką panią, która zajmuje się robieniem ładnych rzeczy ze szmatek. Jest Norweżką a nazywa się Tone Finnager. A z resztą co będę gadać, sami zobaczcie: http://tildaddict.wordpress.com/), otworzę własną cukiernię, popadnę w alkoholizm... możliwości jest wiele;

I na koniec sensacja na miarę występu Joli Rutowicz w grudniowym CKM-ie. Zgodnie z życzeniem czytelników (czytelniczek) w jednym z kolejnych odcinków bloga wystąpi jako autor... Jakub Frey. Parammmm! Zdaję sobie sprawę, że moje tu wypociny w porównaniu z Siódmą pieczęcią są raczej głupkowate ale mam nadzieję, ze po wpisie Kuby ktoś jeszcze będzie chciał mnie czytać.
Pozdrawiamy cieplutko Arleta&Freye.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Fantastyczne zdjęcia!