W niedzielę zaplanowaliśmy dojazd do Borgund, obejrzenie najsłynniejszego w Norwegii kościoła zbudowanego z drewna a potem przejście "niedzielną trasą" z dziećmi.
Początek przebiegł zgodnie z planem. Dotarliśmy drogą historyczną (biegnącą równolegle do drogi głównej) na miejsce. Mijaliśmy po drodze liczne stoiska samoobsługowe oferujące czereśnie (po norwesku moreller), maliny i o dziwo- jeszcze truskawki. Ciekawostką dropsa jest forma płacenia za zakupy. Bierze się plastkiowe pudełeczko z owocami a należność wrzuca do stojącego słoika. Wieczorem przyjeżdża właściciel i kasuje całość. Ciekawe czy u nas (w Polsce) słoiki by się ostały?
Na miejscu (w Borgund) w baraczku mieszczącym wystawę związaną z kościołem, kawiarnię i pamiątkarnię- wystartowaliśmy. Ekspozycja niewielka ale bardzo fajna. Chodziło się w kółko otoczone drewnem. W środku koła mała salka gdzie można było zasiąść na czterech stojących centralnie ławach wysłanych owczymi skórami i obejrzeć pokaz klimatycznych slajdów związanych z kościołami belkowymi (ciekawe ujęcia detali). Wszystko to w sączącej się muzyce Jana Garbarka. Na belkach przy wejściu jakiś zaszyfrowany pismem runicznym tekst.
Runy czyli litery alfabetu zwanego futharkiem (od pierwszych znaków) albo znaki magiczne składają się z pionowych i skośnych linii. Powstały na bazie alfabetu łacińskiego, w zamyśle miały być ryte na drzewach lub w kamieniach. Aby uniknąć błędów związanych z występowaniem naturalnych pęknięć struktury drewna nie występują nacięcia poziome. Mój najlepszy z mężów, odczuwając niedosyt języków obcych nabył stosowną literaturę, którą teraz wrzuca na swój twardy dysk (ten wewnątrz czaszki) i tylko czekać jak pójdą do apteki pierwsze recepty wyryte na korze... Do tej pory panie farmaceutki zachwycają się jego pięknym pismem;)
A według mitologii nordyckiej runy dostali ludzie od Odyna (szefa wszystkich nordyckich bogów), który z kolei aby posiąść światłość i tajemnicę run przebił własny bok włócznią i dał powiesić na skale, gdzie po 9 dniach doznał olśnienia. Po czym wyrył na wszystkich dostępnych kijaszkach magiczne litery, następnie je zestrugał i wymieszał z miodem i dał do wypicia ludziom.
To był pierwszy wątek mitologii nordyckiej w blogu. Następnym razem będzie o Freii i Freyu, niezłych rozpustnikach. Zastanawiam się jak tu się sprzedaje te historie dzieciom?
No dobra, miało być coś o najstarszym belkowym kościele, liczącym 800 lat. Nieźle się trzyma!
Przypomniała mi się historia ze szpitala w Chrzanowie, gdzie trafiła stuletnia pacjentka z powodu zaparcia. Jak ją skomplementowałam, ze dobrze się trzyma jak na swój wiek, usłyszałam w odpowiedzi : "Pani tyz!"
Ścieżka spacerowa okazała się być stosowna do możliwości naszych dzieci.
Po powrocie do domu Kuba miał niedosyt wrażeń (dlaczego Kubę ominął spacer?), zapakował siebie i Staszka w piankowe kombinezony i pojechali pływać w fiordzie.
Aha i wspomnę jeszcze, że w końcu staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami norweskich peseli i karty podatkowej. Już po przeszło miesiącu.
Jeśli miałabym określić moje samopoczucie to porównałabym je do Hana Solo odmrożonego z karbonitu. Powoli napięcie opada. Zaczęłam coś tam gadać, kombinując jak tylko potrafię. Nie jestem genialnym Kubą więc na początku mogę kaleczyć norweski. A co mi tam!
Tyle na dziś. Pozdrawiamy cieplutko.
Freye&Co.
http://picasaweb.google.pl/arletafrey/3sierpnia08?authkey=hezrqPPGjsQ
A jeśli chodzi o urodzino-imieniny Kuby; to urodziny miał wczoraj, imieniny dzisiaj :)
2 komentarze:
no, no, ja jestem w szoku, ze nie tylko wiesz kto to Han Solo, ale nawet wiesz ze byl zamrozony w karbonicie! Chapeau ba!
buziaki
Na każdą wiadomość czkamy jak wieści z innej planety chcemy mieć jak najwięcej wiadomości i foto bo nasze są na picasa.Pozdrawiamy do usłyszenia -rodzice
Prześlij komentarz