piątek, 11 lipca 2008

Godt å vite (dobrze wiedzieć).

Jest taki stary, dobry dowcip o dwóch Żydach dzielących niedolę w Oświęcimiu. Obiecywali sobie dozgonną przyjaźń i pomoc. Jeśli któryś znajdzie się w niebezpieczeństwie ma przesłać wiadomość pisaną czerwonym atramentem. Po wojnie jeden z nich dał nogę do Izraela drugi zaś utknął w Rosji. Po pewnym czasie ten drugi pisze do pierwszego. "Drogi Mosze jest mi tu bardzo dobrze, żyćie komfortowe, wszystkiego w bród, jedynym małym problemikiem jest to , że nigdzie nie mogę dostać czerwonego atramentu.
Tu mogę dostać czerwony atrament- taka jest różnica.
Teraz wystąpię jako pogromca mitów i opowiem o kraju gdzie- człowiek na pierwszym miejscu!
Zaraz po przyjeździe do Lærdal zgłosiliśmy się wszędzie gdzie powinniśmy zameldować o swoim istnieniu (policja, NAV- instytucja będąca połączeniem urzędu pracy, opieki społecznej i spraw obywatelskich). Wypełniliśmy wszystkie kwitki na węgiel, które dostaliśmy i... szczęśliwi oczekiwaliśmy na nasze nowe odpowiedniki peseli, bez których zęby w ścianę- niczego nie idzie załatwić. Po dwóch tygodniach interwencji pani kadrowej ze szpitala okazało się, że zniknęła kserówka Kuby paszportu więc możemy się ugryźć w pewną część ciała na razie numerów nie będzie a co za tym idzie nie założymy konta w banku i pensji szpital też nań nie przeleje. Część dadzą Kubie w garść a resztę w przyszłym miesiącu. Chodzi o to, że gdyby wypłacili całość musielibyśmy zapłacić od tego 50% podatku, do odzyskania przy rozliczaniu roku podatkowego.
Kubowy kolega z oddziału- szczęśliwiec, który dostał takowy numer pojechał do Bergen (gdzie jest oddział Nordea Banku), tylko 3 godziny drogi autem, i też wrócił z kwitkiem bo nie było z nim jakiegoś miejscowego, który potwierdziłby że on to on:)
I najdziwniejsze jest to, że nikogo to nie wkurwia oprócz nas Polaków. Piano, piano, maniana, jutro też jest dzień więc po co się spieszyć?
Kolejny mit do obalenia to zimny klimat. W ostatnich 2 tygodniach temperatura nie spadła poniżej 25 stopni a bywało też powyżej 35, całe szczęście z przyjemnym wiatrem. Ponoć nie jest to anomalia pogodowa tylko stała reguła. Kotlina w której mieszkamy nagrzewa się, nagrzewa a potem trzyma ciepło (całe 2 tygodnie jak dodał sarkastycznie K.) zobaczymy jak długo? To taka informacja dla tych, którzy planują przyszłe wakacje u nas. I jest cały czas jasno. Przez całą noc co najwyżej jest szaro. Znam to z autopsji, gdy Tosia miała ospę- budziła się kilka razy w nocy a my z nią.
Ponarzekałam na urzędy to dla równowagi powinnam napisać coś pozytywnego o tubylcach.
Dziś miałam do upojenia możliwości szlifowania języka. Najpierw nasi najbliżsi sąsiedzi (których prawie nigdy nie ma w domu) przyszli się zaprzyjaźnić, potem wpadł tatuś z trzema synkami zaprzyjaźniać się ze Staszkiem. Najstarszy z nich Egil będzie chodzić z nim do jednej klasy. Młodszy Dahl będzie w jednej grupie z Tosią. Najmłodszy Thor ma niecały rok więc z nikim z nas nie będzie chodził! Co mnie najbardziej zdziwiło? To, że nasza sąsiadka i jednocześnie kadrowa Kuby- dorwała ich na zakupach i poprosiła o integracyjną interwencję, którą ci zastosowali z marszu. Potem Egil został u nas na obiad, a na koniec został odwieziony przez Staszka wózkiem rowerowym do domu. Chłopaki bardzo fajnie się bawili. Star WarsII i Indiana Jones (lego games) okazały się bardzo dobrym narzędziem przełamującym lody. W czasie wizyty wpadł dalszy sąsiad odzyskać kosiarkę do trawy. Jak się okazało jedna przypada na dwa domy (dawcą jest szpital) i możemy sobie brać od sąsiadów (tych, których nie ma) bez pytania. Ta która została odbita- przypada Jackowi (koledze Kuby z oddziału) i temu gościowi, który przyszedł. Pełna kultura.
A wieczorkiem wpadli Jackowie i Gerd Anne (sąsiadka, kadrowa) i znów było på norsk.
Jutro będzie ekipa z Førde (koledzy z kursu norweskiego) na grilla do Jacków. My znów w niedzielę mamy clubbing u nas...

Brak komentarzy: