W telegraficznym skrócie: po Lizbonie był szpital (zaprawa na sucho przed prawdziwym startem do pracy), wróciły dzieci z egzotycznych wakacji w Polsce w asyście naszych przyjaciół z ich dziećmi, potem tydzień zwiedzania naszych okolic, następnie wycieczka do Legolandu (niektórzy z nas do tej pory przeżywają traumę po spotkaniu takiej rzeszy ludzi), dalej-początek roku szkolnego, za następne 2 dni start w przedszkolu.
Z blogiem jak z lekcjami w szkole, trudno odkopać się z zaległości jak nie jest się na bieżąco:)
Niestety nie jest w stanie obiecać poprawy, z prozaicznego powodu: tracę wenę do pisania i gdyby nie zapotrzebowanie społeczne na kolejne odcinki "Sagi ludzi lodu" to pewnie już dawno napisałabym: Koniec i bomba, kto czytał ten trąba!
A wracając do Lizbony- zachwyt nadal nie minął. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy całym składem.
Na czym polega osobliwość tego miasta? Leży ono na kilku wzgórzach i można ją podziwiać z różnych punktów widokowych (miraduro). Aby dotrzeć do takowych można wsiąść w słynny tramwaj 28 i zrobić całą trasę od początku do końca. Stare miasto jest wieeeelkie. Właściwie przez te kilka dni poza jego obręb nie wyszliśmy (nie licząc popołudniowej wyprawy metrem do nowoczesnej dzielnicy zbudowanej z okazji Expo 98).
Można też pieszo zdobywać kolejne szczyty wzgórz, po to aby zapaść w knajpce widokowej na powietrzu i sączyć caipirinhę (drink z likieru o różnych nazwach ale na bazie soku trzcinowego, soku limonkowego i kruszonego lodu).http://www.youtube.com/watch?v=zOOEar1woto
albo skorzystać z elevadora czyli takiej windy co "podrzuca na górę".
Program zwiedzania jest bogaty: ruiny zamku (w przyzwoitym stanie), katedra, zakon Hieronimitów, wieża w Belem, parki, muzea, knajpki...Trudno wszystkie wrażenia wystukać na klawiaturze. Jeden obraz jest wart więcej niż 1000 słów, stąd zamiast nadmiaru słów zobaczcie sami uchwycone chwile.
http://picasaweb.google.pl/arletafrey/Lizbona1207?authkey=Gv1sRgCMGbmdOitu3cngE#
Pozdrawiamy cieplutko Arleta i Freye.
5 komentarzy:
Zaglądam i zaglądam, a tu ciągle Lizbona i Lizbona. A gdzie sezon ogórkowy? Proszę o jakiegoś posta postogórkowego, jakieś zdjątko, jakiś przepisik.
Tą drogą pozwalam sobie przesłać prośbę do Drogiej Rodziny oraz Szanownych Krewnych i Znajomych Królika - poratujcie jakimiś fajnymi przepisami na przetwory z ostatnich, przerośniętych ogórków. Mile widziane przepisy z małą ilością octu.
Arleta, odziedziczyłaś kalendarz wydarzeń rodzinnych, może zacznij też spisywać tajniki kuchni rodzinnej (ciasta Majki, sposoby cioci Halinki...). Chętnie pozbieram pomysły z mojej linii - kruche ciasteczka w posypce z kakao (namiętnie podjadane z puszki po landrynkach, pamiętającej moje dzieciństwo), kruche ciasteczka z oczkiem i dżemem autorstwa Babci Rosieckiej... Co Ty na to? Pozdrawiam serdecznie, Beata
O, Lizbona... Właściwie to jest takie dłuuuuugieeee OOOOOOOO. Eh, piękne to miasto i niebezpieczne, bo jak się tam raz stanie... to już potem człowieka woła i woła...
No dobra, ale może by tak jakiś wpis nowy, hę?
no, też na to czekam....
Powiedziałem sobie, że będę zaglądał co najmniej raz na tydzień. No więc zaglądam.
Prześlij komentarz