czwartek, 9 lipca 2009

W szpitalu.

Za jednym zamachem odpowiadam o pierwszym tygodniu w szpitalu. Gdybym miała opisać jednym zdaniem to brzmiałoby ono: lekko nie jest!
W poniedziałek, około 14.30 wpadłam w lekki stupor i zupełnie nie widziałam o czym mowa.
Nadmiar różnych informacji okazał się dla mnie letalny. Z maksymalnym skupieniem uwagi musiałam nadążać za informacjami o przepływie pacjentów w ramach oddziału chorób wewnętrznych oraz różnymi odmianami norweskiego (który- jak się okazało- chwilami był duńskim, szwedzkim albo niemieckim). Po 4 dniach intensywnego wysiłku psychicznego czuję się wypompowana. Jednak mam wrażenie, że dam radę!
Całe szczęście niewiele tu ode mnie zależy więc stres związany z odpowiedzialnością nie dotyczy mnie jeszcze.
I co dalej? Plany się krystalizują. Chcę otworzyć nową specjalizację, anestezjologię lub radiologię. W zależności od możliwości kształcenia (mojego i kubowego) jesienią sprawa się wyjaśni.
Na razie przez tydzień będziemy bawić z Kubą w Lizbonie, taki wyjazd z okazji 10-tej rocznicy ślubu.
Po powrocie nie omieszkam zdać relacji i pewnie bardzo się nie zdziwię jeśli spotkamy tam mnóstwo różnych znajomych, bo wiedzeni instynktem leminga kierujemy się tam, gdzie wszyscy się kierują.
Pozdrawiamy cieplutko (a nawet bardzo cieplutko, bo efekt cieplarniany znów daje się we znaki, 30 stopni to już norma tych wakacji)
Arleta i Freye.

1 komentarz:

westfalit pisze...

uffffffffff nareszcie dalas znaki zycia :)
Myslalam, ze cos sie stalo- ale na szczescie nie . Zycze wytrwalosci w pracy i mega leniuchowania na wyjezdzie.
Oczywiscie z niecierpliwoscia bede oczekiwala zdjec- bo tak zwyczajnie uwielbiam je ogladac- te Wasze :) Pzdr cala familia