niedziela, 3 stycznia 2010

Hytta.

Mawia się, że większość Norwegów posiada własną hyttę (chatkę) w górach bądź nad wodą (fiordem, jeziorem, morzem...)
Byliśmy dziś zaproszeni do takiej hyttki w górach... właściwie transakcja była wiązana. My przyjemnie grzaliśmy się przy kominku, popijali kakao zapychając parówami z bułą, a dziadkowie w ramach fanu kreślili misterne plany rozbudowy posiadłości. Nic w przyrodzie się nie marnuje, zwłaszcza umiejetności dwojga emerytowanych architektów z Polen:)
Dookoła śnieg. Fargo jak okiem sięgnąć.
Trochę trzeba było odkopać łopatą wejście do domu a potem tą samą łopatą można było wykopać norę do ukrycia się wraz z sankami. Główną atrakcją był zjazd na... wszystkim czego sankami nazwać nie można. Na macie wielkości karimaty, w plastikowej skorupie z kierownicą i hamulcami, własnym siedzeniu...
 Typowy wyjazd do hytty to w brew pozorom nie grzanie tyłków przy kominku. Nie ma lekko. Najpierw trzeba się natrudzić aby można było korzystać- zgodnie z protestancką moralnością. Zaczyna się od marszu na nartach, do upadłego (dla nas, ma się rozumieć. Norweg tylko zamarznięte śpiki z nosa odłamie, albo i nie... i pomaszeruje dalej). A potem rozpalenie w kominku, wytworzenie wody ze śniegu... i można kose seg czyli relaksować się w domowym zaciszu.
Tam gdzie gościliśmy trudno byłoby  użyć nazwy hytta z bieżącą wodą, elektrycznością, pralką, suszarką do ubrań, zmywarką do naczyń.
Fajnie było.
Kuba był tym, który najdłużej wytrzymał na zewnątrz. Śmiali się z niego, że w końcu może pobyć Norwegiem.
To taki jego nierozwiązany moralny dylemat. Podoba mu się styl życia Norwegów, zwłaszcza bliski kontakt z naturą, prostota i funkcjonalność na każdym kroku...
Ostatnio oglądaliśmy film o tutejszym bohaterze narodowym, który kulom się nie kłaniał, a na imię jego Max Manus. Film robiący spore wrażenie. Nic wspólnego z produkcjami amerykańskimi w stylu, zabili go i uciekł, czy polską martyrologią. Sporo scen naturalistycznych gdzie trupy wyglądają jak prawdziwe, a krew jest podobna do krwi a nie ketchupu. Wychodziło na to, że skubaniec dzielny był.
Po wyłączeniu odtwarzacza nastąpiła chwila ciszy. Po czym Kuba stwierdził: ale my mieliśmy lepszy ruch oporu!
Tak to jest z jego poczuciem patriotyzmu.
Jego ojciec ironizuje: Polska! Najpiękniejsze kobiety, najdzielniejsi żołnierze!
Ci Norwedzy z którymi się kolegujemy są całe szczęście mało wyczynowi jeśli chodzi o zasuwanie w zaspach. Skituren był ograniczony do minimum to znaczy- przejścia od auta do hytty (jakieś 300m).
Dzień przyjemnie minął.
Pozdrawiamy cieplutko Arleta i Freye.

4 komentarze:

noitaripsni pisze...

ach, Skandynawia. jak ja marzę o tym, by się tam właśnie wybrać. Norwegia lub Finandia.
a do tego, oczywiście, muzyka - skandynawski rock i metal to coś wspaniałego.
pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Super blog:) Dużo ciekawych informacji o Norwegii i Norwegach plus poczucie humoru plus barwny język:)Może warto wydać za jakiś czas książkę z zapiskami z bloga? Właśnie teraz taką czytamy "Mój pierwszy rok w Toskanii", www.matyjaszczyk.blog. Pozdrawiamy serdecznie całą Rodzinkę z zasypanego śniegiem Szczecina. Asia i Piotr

Unknown pisze...

Bóg zapłać za dobre słowa, co prawda wena twórcza opadła wraz z poziomem stresu przesiedleńczego... ale od czasu do czasu (zdopingowana wyczynami autora innego polsko-norweskiego bloga)zaglądam tu i na pamiątkę zostawiam wpisy.
Pozdrawiam wszystkich czytających.
Arleta.

roberto pisze...

A czy to proszę szanownej Pani nie zabawne, że Max Manus dzisiaj zarówno u Pani jak i u mnie w roli głównej?