niedziela, 15 sierpnia 2010

Nowy rok szkolny.









Koniec wakacji, jutro szkoła. Dla Tosi debiut w pierwszej klasie. Ma nowy tornister, który dostała od Ewy i Kaia z Niemiec. Jest różowy i ma konie narysowane, piórnik w środku i takie fajne zapięcie, które Tosia prezentuje każdemu osobiście, tylko Plastusia brakuje:)
Stachu ostatnim rzutem na taśmę został zaopatrzony w wypasiony komputer, za dolę komunijną ze wsparciem z naszej strony. 
Aha byliśmy na wycieczce w Urnes, a wcześniej w Polsce i jeszcze...
Ale wszystko po kolei. Skoro Ewa nie znała szczegółów pobytu w Polsce znaczy się trzeba omówić to i owo.
Poleciałam do Krakowa pokwitować odbiór dzieci z wakacji u dziadków w towarzystwie Marianne i jej dzieci (Svein Kristian, Knut Olav i Eli- po prostu Eli). Fajnie było patrzeć na ich wielkie z wrażenia oczy. Wszystko im się podobało. W pierwszym dniu całą ekipą wybraliśmy się do Aqua Parku i takie malutkie zakupki w M1.
Niedziela zwiedzanie Krakowa i przedsmak Wielkich Zakupów w Galerii Krakowskiej. Poniedziałek Park Stanisława Lema i początek Wielkich Zakupów, wtorek Zoo i Wielkie Zakupy w zenicie, środa- odwrót.
Poza super komfortowymi warunkami noclegowo-komunikacyjnymi zapewnionymi przez łańcuszek dobrych serc (Kasię- moją przyjaciółkę, teściów, ciocię Bożenkę, Isię i Piotrka...) mogli poznać również czarną stronę księżyca.
Są świadkami jak jestem okradana (nieskutecznie) w knajpie przez "zwykłego faceta" i nikt nie reaguje w momencie jak zrywam się jak oparzona widząc gościa grzebiącego łapą zanurzoną po łokieć w mojej torbie. Marianne stwierdza, że w Norwegii ten numer by nie przeszedł- facet wychodzi jak gdyby nigdy nic i nikomu powieka nie drgnie. 
W czteroosobową kolejkę po lody wpycha się czteroosobowa rodzina i jeszcze marudzi na wszystko po kolei, wafelek nie taki, gałka za mała, nie ten smak... 
Marianne stwierdza: w Norwegii ten numer by nie przeszedł, kolejka jest tworem samoregulującym się, ci co stoją na początku łatwo nie oddają przewodnictwa wskazując jednoznacznie kierunek ruchu. A panie nie obsługują tych co "snikke i køen".
Karta Marianne blokuje się w bankomacie i cała polka z jej wydobyciem.
Marianne nic nie stwierdza, nie daje po sobie poznać co jej w duszy gra. W duchu cieszę się, że nie wie co mi w duszy gra. 
Na drugi dzień jest tak jak przewidywałam, ale po 11 telefonie do banku udaje się odzyskać kartę już po godzinie 16. 
Marianne jest szczęśliwa, że może zacząć swoją ekstremalną przygodę po galeriach handlowych.
Mój plan został również wykonany (z grubsza), runda między doktorem, fryzjerem, ortodontą przebiegła bez zakłóceń. Następnych parę kilogramów książek zostało upchanych kolanem do walizki.
No i... nowy aparat do pykania chmur...
Pierwsze zdjęcie-pyk!


Wracam jak zwykle z całą pilotką przemyśleń, że jednak "do siebie" to już bardziej po tej skandynawskiej stronie.
Pozdrawiam cieplutko.
Arleta i Freye.






3 komentarze:

roberto pisze...

a ja myślałem, że era tornistrów z Niemiec już za nami...
zapolemizowałbym na tamat sprzężeń polsko - norweskich, tyle że to, co ja widzę, to bardziej sprzężenia polsko - ośleńskie są a nie norweskie a to diametralna różnica jest. może kiedyś się jeszcze skuszę.

a można prosić o efekt pracy fryzjera? (to tak do naszej kolumny towarzysko - plotkarskiej)

Patryk pisze...

Zapraszam na mojego bloga.
Samochody moja pasja.
http://samochodymojapasja.blogspot.com/2011/01/przygoda-z-motoryzacja.html

Forex dla każdego pisze...

Kurcze a to inaczej jest niż w Polsce, bo my mamy jeszcze 2 tygodnie wakacji a w Norwegii już szkoła?