Po odfajkowaniu pierwszego zadania z rutynowego rozkładu dnia, czyli odstawieniu dzieci do przedszkola i szkoły (jest to nie lada wyczyn, porównywalny jedynie z upchaniem wszystkich macek ośmiornicy do takiej siatki z koralikami, robionej z nylonowego sznurka w czasach naszej młodości)- przeszłam do kolejnego. Zakupy w Kiwi. Utknęłam przy półce z jajkami. Dopiero za którymś tam razem znalazłam komplet bez stłuczki. Potem jeszcze jakieś jabłka, ziemniory... i byłam przy kasie. Po wymianie uprzejmości z panią kasjerką i panem kierowniczkiem zaczęło się pakowanie do siatek i... przez nieuwagę sprzedawczyni walnęła pudełkiem z jajkami. Przeprosiła grzecznie i poleciła aby śmignęła jeszcze raz w regały, co niezwłocznie uczyniłam i rozpoczęłam kolejny raz skryning zawartości pudełek. Tym razem poszło szybciej. Drugie było OK.
Podziękowałam. Siaty w zęby i do auta.
Chyba nie wspominałam (przynajmniej nie dzisiaj:), że od ponad tygodnia sakramencko wieje. Klimat jak w "Stu latach samotności". Puste miasteczko i wiatr.
Nie byle jaki! Przestawia bramki na boisku do nożnej. Swoją drogą fajne uczucie jakby człowiek przemieszczał się nie używając kończyn dolnych tylko był przesuwany siłą podmuchu.
Wracając do zakupów; otworzyłam bagażnik. Wtedy właśnie porządnie dmuchnęło. Próbując złapać za klapę bagażnika walnęłam siatką z zakupami i... Koniec każdy może sobie sam dośpiewać.
Pozdrawiamy cieplutko
Arleta i Freye,
3 komentarze:
He he he i po ostatnim jajeczku :D Zawsze jest jakaś opcja, zrób jajecznice :D
Arleta, Ty jako człowiek od wyzwań Wilekich spróbuj przegadać tych od oneta, żeby używali właściwej odmiany nazw miesięcy w datach, wkurza mnie to nie mniej niż Twoje jajka ;-)
U nas w kraju macierzystym jest teraz taka akcja, aby Polacy wyrażali się poprawnie....
Zrobiłam co mogłam, napisałam do internetu:)
Co do jajek: Kuba stwierdził- taka karma! Przeznaczenia nie unikniesz.
Prześlij komentarz