Seks, celebrites, małe dzieci, gotowanie, auta... i jeszcze żeby sens miało.
No to może zacznę od tego pierwszego... Hmmm? Może tak:
Komputer ostatnio nam się p...y.
Nie, seks jest ale sensu brak!
To może o kimś znanym i jeszcze żeby trochę skandalicznie było.
Ale trudno o obciach w kraju gdzie lata się w gumiakach samolotem, a największym przekleństwem jest: Idź do piekła!
To co nam jeszcze zostało? - Małe dzieci.
Z dziećmi jak z pszczołami, nigdy nic nie wiadomo.
Koniec. Kropka!
Gotowanie? Na diecie proteinowej o gotowaniu? Dziękuję! Świętym Aleksym to ja raczej zostać nie zamierzam. A tu Staszek truje o pączkach. Aaaaaaaaaa!
Auta!!!
Subaru Forester jest de best! I każdy kto takim jeździ- też jest debeściakiem!
AAAA! Koniec z tymi wygłupami. Wracam do sprawdzonej taktyki. Napiszę o atrakcjach w Lærdal.
Miejscem bardzo przyjaznym dla nas nas człowieków cywilizowanych jest biblioteka.
Co można robić w bibliotece? Poza wypożyczaniem książek- ma się rozumieć.
Zalegnąć w wygodnej kanapce popijając herbatkę albo kawkę (stoją na stoliku do wyboru) i zagryzając ciasteczkiem oddać się przeglądowi prasy. A jest w czym pogrzebać!
W tym czasie dzieciarnia zalega we własnym kąciku, gdzie książki ułożone są na wysokościach adekwatnych do wieku. Mogą też tarzać się po podłodze na poduszko-zwierzakach, układać puzzle, rysować, oglądać komiksy.
Poza książkami można wypożyczać audio booki, też takie specjalne książko-odtwarzacze ze słuchawkami, filmy (przez tydzień nieodpłatnie), książki pisane Brailem.
Dla zbieraczy spamu są specjalne pudła z frikowymi gazetami i książkami (lekko przeterminowanymi).
Jeśli czegoś nie ma na stanie można zamówić, sympatyczne panie w komputerze sprawdzają, która z sąsiednich bibliotek może zostać dawcą. Notują sobie w komputerku namiary biorcy i obiecują oddzwonić gdy orzeł wyląduje.
Nowości ukazują się rzeczywiście dość szybko. Nie to, że jesteśmy obeznani ze wszystkimi newsami ale przed Świętami zasypywani byliśmy ulotkami z propozycjami uszczęśliwienia bliskich przez słowo pisane (np. o nazizmie w Norwegii - wspomnienia weterana wojennego, fantastyczny prezent pod choinkę!).
Przychodzę do biblioteki na początku stycznia a tu kto na mnie spogląda z półki? Tak jest, ten co się kulom nie kłaniał: Max Manus we własnej osobie. Mało tego, że nie kłaniał to jeszcze swemi małymi rączkami niemieckiego U-bota zatopił.Na moim etapie znajomości języka jestem w stanie przeczytać ze zrozumieniem, bez słownika:
- o księżniczkach, króliczkach, misiach polarnych
- komiks o Star Wars
- książkę z przepisami kulinarnymi,
- pierwszą stronę gazety z wiadomościami lokalnymi
- informację o zakupach przez internet (nie ukrywam, że trochę improwizuję w tym temacie, ważne, że skutecznie)
- wiadomość o szczepieniach Staszka.
Wczoraj Staszek był szczepiony przeciw tężcowi, krztuścowi i błonicy. Pani higienistka zdziwiła się, że tak dobrze mówi po norwesku (nie kryła też zdziwienia nad kubaturą pierworodnego;). Sama byłam dumna! Nie dość, że zachował się dzielnie (obiecał nie wspominać kolegom o bólu po ukłuciu, aby ich nie straszyć) to jeszcze ładnie podziękował (bez przypominania). A Kuba twierdzi, że psem i dzieckiem to się człowiek nie popisze na zawołanie!Dobra, tyle na dziś
Pozdrawiamy cieplutko.
Arleta i Freye.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz